czwartek, 11 marca 2010

Dawno nic nie pisałam. Zdecydowanie baaaardzo dawno. I nie wiem czy jest sens cokolwiek pisać. No ale napiszę... Coś...

Chyba nie jestem ostatnio szczęśliwa. Na pewno nie tak, jak bym tego chciała. Przestałam palić, choć ostatnio mam coraz więcej powodów do sięgnięcia po uspakajającą nikotynę. Zajadam swoje żale spędzając kojące chwile w kuchni i szukam wyciszenia stojąc na łące i wsłuchując się w ciszę. To chyba można nazwać kryzysem. I on chyba musiał kiedyś przyjść. Przecież to już prawie pół roku odkąd zmieniło się wszystko?

Zdecydowanie za często wracam do wspomnień i przeraża mnie wizja zbliżającego się lata i tego, że nie będzie ono takie jak było zawsze. Po raz setny przeglądam stare fotografie na których uwiecznione są dopiero teraz docenione chwile. No może nie tak do końca, bo zawsze je w jakiś tam sposób ceniłam. Ale teraz wiem, że za mało.

Brakuje mi ucieczki do kina. Zapuszczenia się w najciemniejszy kąt sali, pochłonięcia wielkiej porcji popcornu i coli, pośmiania się/popłakania/wystraszenia (w zależności jaki to był film) i udania się na ławkę w parku, gdzie paląc kilka papierosów pod rząd zastanawiałam się nad sensem tego co widziałam.

Brakuje mi spontanicznego sms'a, wskoczenia do pociągu i pojechania na Szafarnie. Brakuje mi pierwszego wyjścia na taras, objęcia wszystkiego wzrokiem i westchnięcia z myślą "jak dobrze być znów tu" i znalezienia potwierdzenia tego stwierdzenia w oczach bliskich osób.

I wiem, że mam problem. Bo nie potrafię nadal się odciąć od wszystkiego co było. Nie mówię o całkowitej izolacji i zapomnieniu na zawsze. Ale od zamknięcia tego w szkatułce z napisem "najlepsze wspomnienia", do której zaglądała bym tylko przy zbliżającym się powrocie do miejsc związanych z tymi wspomnieniami.

Czasami myślę, że to jednak za dużo jak na moje 21 lat. Choć na szczęście rzadko tak myślę...

piątek, 13 listopada 2009

Z pewnością bym skłamała, gdybym napisała, że u mnie po staremu. Bo tak nie jest. Wiele zmian, nowych rzeczy. Z najważniejszych to minęły dwa lata od kiedy jesteśmy razem z Karolem. Dokładnie 9.11.09. Kiedy to minęło?:>

Nowa kuchnia już prawie zamontowana. Ino w poniedziałek mają dojechać blaty i wtedy pochwale wam się moją cudną kuchnią:D Tzn moją i Karola:) Jest prawie taka, jak sobie wymarzyłam. No może nie do końca, bo moje marzenie jest zupełnie inne... Ale to kiedy indziej.

Co dalej... Beatles jest chora. W wtorek pojechaliśmy z Karolem do Pińczowa na drobny zabieg korekcji trzeciej powieki. Wróciliśmy z zmętnieniem rogówki, grudkami na źrenicy, oczopląsem i ryzykiem ślepoty. Nie jest to fajne uczucie, gdy Twój ukochany i wymarzony piesek choruje. A ty nic nie możesz zrobić prócz modlenia się by lekarze jej pomogli:/ Póki co jednak się nie załamuje i jestem dobrej myśli. Bo jak takie słodkie cudeńko może nie wyleczyć się?:>



A ja? Ja tęsknie za przyjaźnią...

wtorek, 13 października 2009

Witam, witam, o zdrowie pytam!

Minęły 25 dni ok. kiedy zamieszkałam w Łopusznie. Dni mijają szybko. Naprawdę, nie mam pojęcia kiedy minęły. Podobno gdy czas szybko mija, jest nam dobrze i jesteśmy szczęśliwi. I póki co moje życie to potwierdza. Choć by czas spędzony na Szafarni, zeszłoroczny wrzesień, weekendy z Marą, przerwa przed sesyjna z Madzią w Szafie i wiele, wiele innych. No i teraz ten prawie miesiąc tu. Z Nim. Dni mijają mi przyjemnie. Czasami lenie się jak mops, czasami mam wrażenie że nie wyrobie się z niczym bo tyle do zrobienia. Spełniam się kulinarnie walcząc z garnkami i innymi pochodnymi. Lubię to. Jestem pewna, że gdybym jeszcze raz miała wybierać poszła bym do gastronoma i teraz była bym szefem kuchni ;p Czasem nawet sprzątam co w moim przypadku naprawdę jest zadziwiające;) Ja, zodiakalna Rybka kocham „artystyczny” nieład ;p

Popołudnie spędzam na spacerach z Beatles. Są to chwile chyba jedne z najbardziej przyjemnych. Chodzę po łąkach, lasach, nad stawami. Zachwycam się górzystymi terenami. Napawam się świeżym powietrzem, którego w końcu mam tyle ile tylko chcę! Robie mnóstwo zdjęć, których w większości nikomu nie pokazuje. Podziwiam zachody słońca, których ostatnio nie ma… (pochmurno, pada deszcz :>) Rozmyślam.
Poznałam nowych ludzi. Nowe znajomości zawsze mnie przerażały, ale te są bardzo miłe i pozytywne. Nowe studia chyba mnie satysfakcjonują i ciekawią ( w przeciwieństwie do poprzednich ;p) i w końcu czuję, że uczę się tego co mi się przyda! (prócz podstaw turystyki z których jak na razie nauczyłam się tylko, że „nie znajdziecie tego w książkach! Ale to wszystko jest w bezpłatnych dodatkach turystycznych do gazet” ;p

Poznaje Kielce! Zawsze bałam się, że będąc w nowym mieście nie będę potrafiła się w nim odnaleźć. Ale tak nie jest! Trochę z mapą, trochę dzięki przypadkowym ludziom znam już osiedlowe sklepy wokół uczelni i gdzie są apteki i piękny taras widokowy na panoramę Kielc koło jakiegoś tam klasztoru! A, i zaczęłam jeździć windą! Zawsze panicznie się tego bałam, i nadal boję, ale oswajam się z tą fobią. Bo nie mam innego wyjścia mając zajęcia na 8 piętrze;p

Dlaczego tęsknie? Nie dla tego, że jest mi źle z Karolem (jest najlepiej, nie spodziewałam się, że będzie aż tak!)… Tęsknie bo brak mi innych bliskich mi ludzi. Brak mi Madzi, Kasi, Mary, Dżastina. Brak mi Szafarni. Brak mi ludzi którzy tam przyjeżdżają. Brak mi wyjść z Karoliną na wymyślne kawy w „Cool Cafe”. Brak mi rodziców. Tęsknie za spacerami z Mamą i maksem, za rozmowami z Tatą, za wygłupami z wujkami i kuzynostwem. Brak mi dziadków. Brak mi Brata. Rozmów z nim, kłótni (teraz nawet się nie kłócimy gdy rozmawiamy przez telefon :>). Brak mi spontanicznego wyjazdu na Szafarnie, tego by wsiąść do pociągu w Olsztynie i po godzinie wysiąść w Ostrowitym i tam zobaczyć Madzie i Kasie. Brak mi upicia się i obudzenia się w „Ósemce” z mega kacem. Brak mi szalonych terenów na Iksjonie. I tyle na ten temat.

Poza tym szczegółem jakim jest tęsknota, niczego nie chce zmieniać bo jest tak jak powinno być!





sobota, 3 października 2009

Minęły dwa tygodnie wspólnego życia. Dwa WSPANIAŁE tygodnie pełne CUDOWNYCH chwil i wrażeń. Co zmieniło się w moim życiu przez ten czas? Wbrew pozorom dużo. Bardzo dużo. Upewniłam się co do moich uczuć i prawdziwych przyjaciół. Teraz już wiem, że nie popełniłam błędu. Wiem, że to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć i jestem z siebie DUMNA! Jestem dumna i szczęśliwa:)Co do przyjaźni... Czasem ktoś, kogo my kochamy i traktujemy jak prawdziwego przyjaciela, nie odwzajemnia tego. Albo i odwzajemnia, ale w wygodny dla tej osoby sposób. W taki, który wszystko jej ułatwia i nic nie komplikuje. I przykre to dla mnie jest. Jaki pozytyw z tego? Że chyba wiem dzięki komu mogę być szczęśliwa i komu na mnie naprawdę zależy. Proste i logiczne, prawda?

Ale wrócę do tych bardziej przyjemnych spraw. Dni mijają mi szybko, przelatują jak piasek przez palce, ale nie odczuwam bym coś traciła. Wręcz przeciwnie! Pełno nowych doświadczeń. Dużo zaskakujących rzeczy. Pełno nowych ujęć dnia. Dużo satysfakcji daje mi też czas spędzony z Beatles. Wspólne spacery i zauważalne zmiany w jej zachowaniu i to jak rośnie... ZASKAKUJE! Czasem potrafi wyprowadzić z równowagi, ale raczej dostarcza więcej radości niż złości.

Czasem tylko odczuwam jakąś pustkę. Czasem czuje ściśnięcie gardła i tęsknotę za tym co minęło. ot taki paradoks.

zdjęcia-Beatles i ostatnie ciepłe dni.



piątek, 25 września 2009

The Beatles:)

I tak o to 20 września zamieszkała z nami mała kruszynka rasy Beagle:)


Sunia na dzień dzisiejszy ma 2 miesiące i 3 dni:) Razem z Karolem nazwaliśmy ją Beatles (Bitels, Beti, Biti, Betsi) choć i tak najczęściej mówimy na nią Potworek;p Już tłumacze: Beatles jest rasy Beagle, jak już wcześniej wspominałam, więc Biti to energiczny, wesoły i zawsze chętny do zabawy, pies. Często niesforny i nie posłuszny. Na karcenie tonem głosu reaguje obszczekiwaniem i wyciem, czyli jak to mówię "dyskutuje zawzięcie";p Mimo to jest bardzo urocza i inteligentna! Jak na razie ani razu nie narobiła w domu, gdy chce do toalety staje pod drzwiami i "nawołuje" po beaglowemu i na wołanie przybiega do nas:)




Ulubione zajęcia małej? Gryzienie Karolowych dłoni, wyrywanie Monixowych włosów...





... i spanie;p



Niech was nie zmyli ta słodka minka i uroczy wygląd kruszynki;) to tylko pozory bo to diabełek wcielony;p

czwartek, 17 września 2009

No więc zaczynam:)

Spakowana, pożegnana, gotowa do drogi. Jutro o 06.15 ruszam i zaczynam moje nowe życie. Jak będzie? A jak ma być?! Najlepiej:D Trzymajcie za mnie kciuki:)

Zegnaj Olsztyn. Do zobaczenia za jakiś czas;)



wtorek, 15 września 2009

Przyjaźń.

Ciągle jestem w stadium pakowania. I tak szczerze, nie wiem ile mi to zajmie. Ciągle coś przepakowuje, stwierdzam, że to jednak się nie przyda, że może coś innego wezmę. I To trwa już chyba wieki. Przynajmniej takie mam wrażenie. Mimo to takie pakowanie ma swoje plusy. Daje możliwość by dużo analizować swoje dotychczasowe życie, i przeprowadzić kilka przemyśleń i wyciągnąć wnioski. Jedną z takich analiz niewątpliwie jest moja przyjaźń z Marą. Pamiętam jak dziś, dzień w którym się wyprowadziła. Nasze ostatnie wyjście na fajkę. To jak siedziałyśmy obok Tortexu, rozmawiałyśmy. To jak ciężko było wstać, a rozstanie przeciągałyśmy prawie do całkowitego zmierzchu. Zachowanie twardych min ("przecież z Gdańska do Olsztyna jest niedaleko, będziemy się spotykać") i pierwsze łzy po wykonaniu paru kroków... Każda w swoje życie... I pamiętam pierwsze słowa jakie wypowiedziałam do mamy po wejściu do domu... "Po 3 latach stwierdzam, że każdy dzień był z Nią związany. Teraz jest nic...". Minął już ponad rok od tego wszystkiego. Od tej, jak myślałam, największej zmiany w moim życiu... I teraz wiem, że to był dopiero początek tych wielkich zmian. Czy się ciesze, z tego jak wszystko się potoczyło? Z jednej strony tak. Miałam okazje stwierdzić, czego naprawdę potrzebuje, czego naprawdę chcę. Utwierdzić się w przekonaniu, że przyjaźń z Marą nie była marnowaniem czasu i przetrwa wiele prób. Odnaleźć prawdziwy swój cel. Ale z drugiej strony wyjazd Mary był dla mnie odcięciem od dotychczasowego życia, które naprawdę lubiłam. Pożegnaniem, nie tylko z przyjaciółką, ale z tym co było. Zamknięciem drzwi na kłódkę, wywaleniem kluczyka do oceanu i rozpoczęciem nowego życia. I szczerze, nie miałam pojęcia i chyba nadal nie mam, jak to nowe życie ma wyglądać. Jedyne co wiem, to że zmieniłam studia, wyprowadzam się do swojego chłopaka i... Co będzie dalej?

mały skrót wspomnień z Marą...









PS: Tęsknie za Tobą Pipo:)

niedziela, 13 września 2009

Duma:)

Nie wspominałam o moich planach i zamiarach na najbliższe dni, ale właśnie w czwartek wyjechałam na Szafarnie. Dziś wróciłam. Powód wyjazdu? Zawody w Głęboczku. Co by nie było, ja nie startowałam. Dla wyjaśnienia: z sportu wycofałam się już na samym początku "kariery". Nie ważny jest powód. Tzn dla mnie był on ważny, dla innych nie koniecznie. Zwłaszcza, że mój koń (prezent urodzinowy, spełnienie marzeń z dzieciństwa:) ) jest naprawdę zdolnym koniem o predyspozycjach skokowych, co udowodnił właśnie w ten weekend. Ale o tym zaraz.

Tak więc spędziłam 4 cudowne dni w Szafarni z czego 3 wieczory przepiłam i naprawdę zszokowały mnie ilości jakie pochłonęłam. Doprawdy, jako osoba raczej drobnej budowy nie myślałam, że dorównam Grzesiowi, który jest czterokrotnie większy ode mnie;p

Ale nie tylko piłam;p Byłam też na zawodach w Głęboczku na których startowały dwie cudowne istotki, dwa powody do mojej dumy. Po pierwsze Iks, mój koń, najcudowniejszy najwspanialszy! Po drugie Aga, zwana Grzybkiem, moja podopieczna, pierwsza wytrenowana, w pewnym stopniu prze zemnie a w pewnym przez Waldka, zawodniczka startująca na zawodach. Nie ukrywam, że popłakałam się z wzruszenia po zakończonych przejazdach. Że ścisk żołądka był tak silny, że nawet ukochane kanapki z smalcem nie mogłam przełknąć. A stres wywoływał we mnie drgania nóg. Ale to nie ważne:) Ważne jest to, że im się udało i że jestem z nich dumna!

Zdjęcia sponsoruje Magda mojego brata;)

Wypakowywanie;)


Dumna Pani i jej rumak:)




Skaczący Grzyb i Iks:)



poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Dalej, dalej, dalej...

już powoli zaczynam segregować cały dobytek swojego życia. analizuje co się przyda, co nie. co muszę zabrać teraz, a na co można poczekać i zwieść z czasem. nie jest to proste zadanie. mój mały, zagracony pamiątkami z całego chyba życia, pokój stawia duże opory. książki nie mieszczą się do kartonów. ubrania wylatują z szafy, która zawsze była za duża, a teraz okazała się za mała... listy, pocztówki od znajomych zamiast grzecznie chować się do kartonika, zachęcają do czytania i wspominania tych dawnych pięknych i beztroskich lat zajmując kolejne godziny. stare zeszyty z licealnych i gimnazjalnych lat rozśmieszają gdy wypadają z nich liściki zapisane na niezwykle nudnej lekcji historii. bilety z podróży odbytych z przyjaciółmi lub do niego nie chcą za nic leżeć w miejscu, tylko co chwila zsuwają się z biurka. no i zdjęcia. pełno zdjęć. mnóstwo zdjęć. tony zdjęć. odklejam je z ściany, odczepiam z sznurka nad biurkiem. wyjmuje z szuflad. oglądam. czasem zastanawiam się, kiedy minęły te lata. te cudowne chwile, które wywołują uśmiech na twarzy nawet gdy jest mi tak bardzo źle. i czuję się, jak bym straciła to wszystko bezpowrotnie. te dni na Szafarni z Dżastinem, Andżą i Igą. te godziny spędzone pod tarasem z Madzią i nasze pierwsze próby alkoholowe;)zawody, hubertusy, wigilie konne. ferie, weekendy majowe no i obozy... pierwszy rok pracy. pierwsza jazda na mym koniu. moja niezapomniana 18nastka... minęło to wszystko. może powinnam zamknąć to wszystko w moim małym kuferku i wracać do tego tylko w przypływach nagłego ataku żalu i przygnębienia. a może zapomnieć o tym na zawsze i żyć dalej tym co przyniesie los. ostatnie dni są dla mnie trudne. tyle zmian, tyle nowych rzeczy. zaczynam się z wszystkim żegnać, z ukochanymi zakątkami w Olsztynie, z widokiem z balkonu, i zapachem skoszonej trawy wymieszanej z zapachem miasta. i tyle jeszcze się zmieni... na dobre, prawda?:)


środa, 26 sierpnia 2009

Koniec...

Nie, nie koniec bloga. Raczej jego początek. Ponowny. Przez ostatnie kilka miesięcy bardzo go zaniedbałam, ale to wszystko z powodu wyjazdu na Szafarnie. I nie, nie z powodu braku czasu. Po prostu było mi go szkoda na klepania na kompie. Tak więc wszelkie zapiski postanowiłam zostawić na powrót do Olsztyna. I tak też się stało. Jestem w domu... Ciesze się? Trochę tak. W końcu mogę się wyspać, nie muszę wstawać o 8.30. Nie muszę stać w największy upał na lonży powtarzając magiczne słowo "hop, hop, hop" po którego rytmicznej wymowie ludzie uczą się anglezować. Nie muszę jeść o wyznaczonych godzinach, bo lodówka jest dla mnie otwarta;). No i mam już wyprane wszystkie ubrania:) Ale jednak tylko trochę się cieszę... Nie ukrywam, brakuje mi tego wszystkiego. Tych wieczorów na tarasie, porannych i poobiednich kaw (od niedzieli nie piłam kawy :O), rozpisywania koni, krzyczenia na zastęp "dołącz" i wielu wielu innych rzeczy... Pełno zdjęć mam. Zastanawiałam się bardzo długo które wybrać, jak je przedstawić, co pominąć, czego więcej... Nadal nie wiem... wrzucam na oślep i byle co i byle ile...

Chyba nie jestem wstanie zliczyć ile godzin spędziłam na ujeżdżalni bądź w terenie... Czasem miałam wrażenie, po 5 godzinie w siodle, że już nie posiadam pośladków;p






Jedno jest tylko pewne, że nie zamieniła bym tego na nic... Tak samo jak bym nie zamieniła tych godzin spędzonych z moimi cudownymi przyjaciółmi... Tak wielu ich tam jest, choć czasem potrafiło dojść do zgrzytów. Ale czego można się spodziewać, spędzając z sobą 24 godziny na dobę?














Jednak i tak najwięcej było tych dobrych chwil, radosnych, wywołujących uśmiech i ewentualnie łzy szczęścia. I chyba takich chwil i tych cudownych popołudni nad jeziorem, wspólnie spędzonego czasu, żartów, śmiechów i wygłupów przy ognisku będzie mi najbardziej brakować...












No i koni... O nich nie mogę zapomnieć... Bo przecież, bez nich by tego wszystkiego nie było...






Podsumowując te całe dwa miesiące, stwierdzam, że zdjęcia nie oddają nawet 1/1000 tych emocji i przeżyć jakie mi towarzyszyły. W większości były to dobre chwile. Wręcz cudowne... Niestety zdarzyły się też te złe, jak śmierć Kapri, która zdechła najprawdopodobniej na kolkę. Oraz kradzież w domku przez pana sąsiada... Ale to nieważne... To już minęło. Teraz rozpoczynam kolejny etap... Ale to jeszcze nie teraz o tym...